Obecnie na granicy polsko-białoruskiej działają jedynie dwa drogowe przejścia graniczne – Terespol-Brześć i Kukuryki-Kozłowicze. Pozostałe cztery są zamknięte nie tylko ze względu na pandemię, ale również w geście protestu wobec przetrzymywania w Mińsku Polaka Romana Protasiewicza.
Niewykluczone, że wkrótce dwa ostatnie otwarte przejścia również zostaną zamknięte, o czym mówił minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Taka deklaracja spotkała się z reakcją białoruskich władz. Biełsat cytuje wypowiedź białoruskiego ministra spraw zagranicznych Siarhieja Alenika, który oświadczył, że jeśli Polska zamknie przejścia graniczne, dojdzie do „eskalacji” i ucierpią obie strony.
– Należy zrozumieć, że te odezwy i te propozycje są skierowane nie tylko przeciwko polskim obywatelom i polskim regionom, ekonomicznemu rozwojowi polskich regionów. Ale także przeciwko wielu innym obywatelom UE, WNP i tak zwanej Wielkiej Eurazji – tłumaczył. Białoruski minister wzywa do rozmów.
Według Alenika zamknięcie przejść granicznych nie powstrzyma migracji.
– Musimy zrozumieć, że potoki migracyjne nie zależą od decyzji tego typu. Bo migranci wykorzystują dzisiaj nielegalne drogi przekraczania granicy, a nie legalne przejścia graniczne. I uciekają z tych państw, w których Polska nie tak dawno uczestniczyła w operacjach wojennych – stwierdził przedstawiciel białoruskiego reżimu.
Jak zauważa Biełsat, Alenik nie wspomniał o tym, że migranci są wspierani przez białoruskie służby, a Białoruś i Rosja wpuszczają ich na swoje terytorium. Stwierdził za to, że „w tych warunkach jedyną drogą do deeskalacji jest droga dialogu”.
– Jeśli Polska jest na to gotowa, chociażby w kwestiach granicznych czy współpracy granicznej, które przerwano z inicjatywy strony polskiej i innych europejskich partnerów, to my jesteśmy gotowi te tematy przedyskutować – oświadczył.