Dotyczące narazienia Jarosława Szymczyka na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia – informuje „Rzeczpospolita”. Ma ono związek z podarowaniem mu prawdziwej broni, a nie – jak zapewniano – atrapy. Były szef KGP ma status pokrzywdzonego.
Prok. Mateusz Martyniuk przekazał, że skierowany został wniosek o pomoc prawną do Ukrainy. Prokurator zwraca się w nim o przesłuchanie dodatkowych świadków, których zeznania mogłyby być istotne dla wszechstronnego wyjaśnienia sprawy, podkreślił rzecznik Prokuratury Regionalnej w Warszawie. „Rzeczpospolita” ustaliła, że chodzi o osoby, które jeszcze na terenie Ukrainy mogły mieć styczność z granatnikiem do momentu przekazania go Jarosławowi Szymczykowi.
W śledztwo zaangażowana jest Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W grudniu 2022 roku doszło do eksplozji granatnika w Komendzie Głównej Policji. Ówczesne MSWiA informowało, że „eksplodował jeden z prezentów”, które Jarosław Szymczyk otrzymał w czasie roboczej wizyty w Ukrainie. Spotkał się wtedy z kierownictwami ukraińskiej policji i służby do spraw sytuacji nadzwyczajnych. Poszkodowane zostały trzy osoby, w tym komendant i pracownik cywilny KGP. Przedmiotem, który wybuchł, był granatnik. Z informacji mediów i samego zainteresowanego wynika, że nie był on świadomy, iż prezent od Ukraińców nie był atrapą.
We wrześniu tego roku postawiono Jarosławowi Szymczykowi zarzuty. Jeden z nich dotyczy posiadania przenośnej broni bez wymaganej koncesji. Drugi: naraził on zdrowie i życie wielu osób. Jak przekazała prokuratura, podejrzany „oŝwiadczył, że nie zrozumiał zarzucanych mu czynów i odmówił ustosunkowania się do nich na obecnym etapie postępowania”.