Najbardziej poszkodowany jest teraz S&P500, który od 11 lipca spadał niemal codziennie. Z poziomu 18 650 punktów osunął się do 17 700 punktów, co oznacza, że stracił na wartości 5 proc. Z kolei S&P500 zaczął cofać się 17 lipca i spadł o 3 proc. (z 5667 do 5505 punktów).
Dla tego wskaznika na GPW w Warszawie bardzo nieudane były trzy z pięciu ubiegłotygodniowych sesji. W skali 7-dniowej stracił 3,6 proc., a WIG – 3,2 proc. Trzeba jednak pamiętać, że globalna hossa zaczął się we wrześniu 2022 roku, co oznacza, że trwa od prawie dwóch lat. Od tamtej pory S&P500, a także niemiecki DAX zyskały ponad 50 proc., francuski CAC wzrósł o blisko 35 proc., a WIG o ponad 90 proc.
Wszystkie te wskaźniki pobiły w tym czasie Peter Tuz z Chase Investment Counsel sugeruje, że na Wall Street mamy do czynienia z okresową realizacją zysków. – Rynki są teraz w pobliżu historycznych szczytów. Myslę, że w tej sytuacji wielu inwestorów postanowiło zebrac ziec ze stołu trochę pieniędzy, by zobaczyć, co społki pokażą w finansowych raportach kwartalnych i jakie przedstawią prognozy. Trzeba będzie poczekać na to przez kilka najbliższych tygodni – powiedział Peter Tuz, cytowany przez agencję Reuters.
Świadczy o tym fakt, że w piątek akcje Microsoftu potaniały tylko o 0,7 proc., choć świat żył w tym dniu wielką awarią licznych komputerów z systemem Windows. Bezpośrednim winowajcą była tu jednak, którą przeceniono o ponad 11 proc.
Po nieudanym tygodniu na Wall Street. Sugerują jednak, że bardziej prawdopodobna jest korekta niż długoterminowy rynek „niedźwiedzia”. Trzeba pamiętać, że nieustanny ruch wzrostowy na giełdach nie jest możliwy. Inwestorzy w szczycie hossy mawiają, że „drzewa nie rosną do nieba”. Michael Wilson, strateg z Morgan Stanley, przestrzega przed pogorszeniem koniunktury na rynku akcji w trzecim kwartale tego roku.
Jego zdaniem, z powodu wyborów prezydenckich w USA będzie utrzymywać się. Wielką niewiadomą są także zyski przedsiębiorstw i decyzje Rezerwy Federalnej w sprawie stóp procentowych. Wilson uważa, że zyski przeciętnych amerykańskich firm – z wyjątkiem kilkudziesięciu korporacji – nie wzrosną, dopóki Fed nie zacznie łagodzić polityki pieniężnej.
Jego zdaniem, inwestorzy giełdowi w zbyt dużym stopniu koncentrowali się na kilku wysokiej jakości spółkach wzrostowych, które odnotowały przyrost zysków w ciągu ostatniego roku. „Inwestorzy muszą teraz liczyć się z tym, że dynamika gospodarcza, która pomagała niektórym akcjom w niedawnej przeszłości, może zadziałać w przeciwną stronę i pociągnąć te spółki w dół” – czytamy w raporcie Wilsona.
Potem znowu ruszy w górę, a w połowie przyszłego roku znajdzie się na poziomie 5400 punktów, czyli jednak 100 punktów poniżej dzisiejszej wartości. Wszystko wskazuje na to, że na giełdzie w Nowym Jorkuwielka rotacja – inwestorzy zaczynają wycofywać się z bardzo wysoko wycenianych przez ostatnie dwa lata spółek technologicznych i stawiają na walory firm tradycyjnych, często mniejszych.
W ostatnich dniach dobrze prezentował się wskaźnik Dow Jones grupujący „staroświeckie” branże gospodarki. Osłabł dopiero w drugiej połowie zeszłego tygodnia, ale chwilę wcześniej pobił historyczny rekord notowań. W dniach od 9 do 16 lipca efektownie przesuwał się w górę po wykresie także indeks Russell2000, który grupuje mniejsze amerykańskie spółki. Ten dynamiczny ruch pozwolił wyrwać się wskaźnikowi z trwającego od początku roku trendu bocznego.
Zespół analityków Bank of America na czele z Michaelem Hartnettem podsumowuje ostatnie wydarzenia konkluzją, że „apetyt na ryzyko rotuje w ramach rynku”. Eksperci banku oczekują, że inwestycje będą przesuwać się z dolara na złoto i z dużych spółek na małe. Przewidują także możliwą wyprzedaż akcji po spodziewanej za kilka tygodni obniżce stóp przez Fed.
Jak twierdzą, będzie to sytuacja z gatunku:. Rynek terminowy jest pewien, że podczas wrześniowego posiedzenia Federalnego Komitetu Otwartego Rynku , prawdopodobnie o 25 punktów bazowych. Te oczekiwania pobudzają spekulacje, że wreszcie lepiej zaczną sobie radzić wielkie przedsiębiorstwa z branż tradycyjnych, takich jak przemysł, budownictwo czy górnictwo.
Jeszcze niedawno były ulubieńcami inwestorów, głównie dlatego, że napędzała je rewolucja sztucznej inteligencji. W lipcu potaniały takie quasi-monopole, jak Apple, Alphabet, Meta i Amazon. Wielka wyprzedaż dotknęła firmy produkujące półprzewodniki. Straciły na wartości akcje: Nvidii, AMD, Broadcomu i europejskiego ASML.
Rynki nerwowo zareagowały na zapowiadane przez administrację Joe Bidena zaostrzenie ograniczeń w handlu układami scalonymi między USA a Chinami. Biały Dom ma zamiar wprowadzić „najpoważniejsze restrykcje” wobec zachodnich korporacji, które zaopatrują Państwo Środka w nowoczesne technologie. W dodatku, Donald Trump zarzucił tajwańskiemu producentowi czipów, firmie TSMC, działanie na szkodę fabryk amerykańskich. W rezultacie, potaniały akcje zarówno TSMC, jak i europejskiej spółki ASML kooperującej z Tajwańczykami.
W Warszawie na GPW też obserwowana jest realizacja zysków po długotrwałych wzrostach. Wiele wskazuje na to, że w ostatnim czasie , ale najpierw sprzedawali akcje spółek notowanych na GPW. Przy niskiej płynności charakterystycznej dla warszawskiej giełdy wysoka podaż akcji natrafiła na niewielki popyt, co doprowadziło do dużego spadku cen.
Niektoży analitycy za najważniejszą przyczynę regresu na GPW uznają jednak , co do rozwoju sytuacji za naszą wschodnią granicą po ewentualnym powrocie Donalda Trumpa do Białego Domu. Goerze bierze pogląd, że zarówno sam Trump, jak i jego wiceprezydent J.D. Vance, skoncentrowani na relacjach USA – Chiny, nie będą tak mocno wspierać Ukrainy jak Joe Biden.
J.D. Vance mówi o konieczności zakończenia pomocy wojskowej dla armii ukraińskiej. W tej sytuacji niektórzy inwestorzy mogli podjąć decyzję o, niejako prewencyjnym, wycofaniu kapitałów z warszawskiej giełdy. Przypomnieli sobie, że , nie są pewni ostatecznego wyniku wojny i jednocześnie zwątpili, że nasze spółki giełdowe będą miały okazję uczestniczyć w odbudowie Ukrainy.