Koniec epoki Kaczyńskiego: Co niespodziewanego kończy się na polskiej scenie politycznej?

Jan Krzysztof Ardanowski, bo o nim oczywiście mowa, w najnowszym numerze tygodnika nie bierze jeńców. Nie jest to jego pierwszy medialny występ, w którym krytykuje Kaczyńskiego i/lub PiS, ale jest o tyle znaczący, że do tak ostrej i obszernej krytyki dochodzi na łamach prawicowego pisma.

Jako uczony w piśmie prawicowym wiem, że akurat na łamach „Do Rzeczy” krytyka PiS-u, a przynajmniej niektórych działań byłego czy poszczególnych jego reprezentantów, zdarzała się dość regularnie. Choćby za „reżim sanitarny” w czasie pandemii lub bycie zbyt niezdecydowanym w kwestii przecież tam niezbędnego polexitu.

Być może więc – rozmyślam – redakcja tygodnika tak wierzy w Ardanowskiego i w powodzenie budowanej przezeń nowej partii, która w kreślonych wizjach wygląda na PiS-bis, tylko „dla ludzi zdroworozsądkowych, o nastawieniu centrowym i konserwatywnym, odwołujących się także do tradycji chrześcijańskich” (w przeciwieństwie do PiS-u, jak rozumiem)?

Nie bardzo. Wątpię, by sam Ardanowski był przekonany co do powodzenia swojego projektu. Działał w PiS-ie ponad 20 lat, czyli raczej zdaje sobie sprawę, ile roboty, determinacji, ambicji, wpływów i milionów wymaga zbudowanie liczącej się partii politycznej, ze sprawnymi strukturami, z programem (albo jego atrapą, co modne), a przede wszystkim z elektoratem.

Zakładam, że redaktorzy „Do Rzeczy” nie wierzą w Ardanowskiego jednak jeszcze bardziej niż on, tak więc opcje są dwie: albo mamy sezon ogórkowy albo chodzi o to, by w przegrany po wyborczym maratonie PiS jednak tłuc „zdroworozsądkowo”, tj. z pozycji prawych i sprawiedliwych. Obie odpowiedzi są prawidłowe.

Powiedzieć o Ardanowskim, że zdrajca? Nieskończona pieszczota! Najmocniejsze są dwa fragmenty wywiadu z Ardanowskim. Z jednego dowiadujemy się, że czas Kaczyńskiego dobiegł końca, a z drugiego – wywodzącego się z pierwszego – że PiS to projekt schyłkowy. W obu tych fragmentach nastrój panuje zgoła apokaliptyczny, nadziei brak, a koniec jest bliski.

Ardanowski twierdzi, że „ten projekt nie daje już szans na odzyskanie władzy”. I że zmiana szyldu na Biało-Czerwonych niczego nie zmieni (oprócz szyldu). A jeśli ktoś wierzy, że rebranding przy tym samym kierownictwie pomoże, to znaczy, że „jest niepoważny, że bardzo oderwał się od społeczeństwa, od normalnych ludzi”.

Dalej jest jeszcze lepiej, bo za zestawienie prezesa Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem przewidziane są chyba najwyższe wymiary kary, a to właśnie się dzieje w naszym wywiadzie. Były minister rolnictwa mówi, że obaj panowie dążą do stworzenia układu dwupartyjnego. „prawie doprowadził do upadku Trzecią Drogę i Lewicę”, ale Kaczyński nie jest lepszy, niszczy koalicjantów, „wszystkie te mniejsze partie, które kiedyś wokół PiS orbitowały”.

Ale to nie koniec pocisków, bo oto Ardanowski podważa jeden z pisowskich dogmatów – otóż nie jest jego zdaniem Kaczyński genialnym strategiem, przewidującym wszystko na wiele lat do przodu! Horror i zgroza. „Jeżeliby tak było, to sam powinien zrozumieć, że czas jego przywództwa, bezpośredniego wpływania na funkcjonowanie partii, dobiegł końca. Kaczyński powinien zostać honorowym prezesem, który zachowałby wpływ na swoją formację tak długo, jak by żył i pozostawał w pełni władz umysłowych” – domyka nad sobą wieko trumny były pisowski minister.

Albo w dalszym fragmencie rozmowy: „Pękło pewne tabu o nieomylności pana prezesa. O tym, że wszystko musi się kręcić wokół niego. To było wręcz zaczadzenie lub strach”.

Powiedzieć teraz w PiS-ie o Ardanowskim, że zdrajca, to obdarzyć go niekończącą się pieszczotą.

Dygresja: pewności nie mam, ale i tak mógłbym się założyć, że Ardanowski jest czytelnikiem książek Roberta Krasowskiego. Że mówi o końcu czasu Kaczyńskiego, a jedna z książek Krasowskiego zatytułowana była „Czas Kaczyńskiego” – to jeszcze może być przypadek.

Ale że w samym wywiadzie leci tezami z ostatniej książki Krasowskiego, czyli „Klucza do Kaczyńskiego” (m.in. o tym, że partia jest dla Kaczyńskiego ważniejsza od realizacji celów programowych, od Polski, od wszystkiego), to już raczej konkret.

Dodatkowa wskazówka, nagłe wtrącenie Ardanowskiego: „i nie jest to tylko moje spostrzeżenie”.

Marzy mi się, by nagle gruchnęła publicznie wieść (podniecająca zapewne dla mnie i pięciu innych osób na krzyż): to po lekturze „Klucza do Kaczyńskiego” Ardanowski pojął, że z tego PiS-u i tego prezesa mąki już nie będzie, więc czas się żegnać. Koniec dygresji.

Wszystko wszystkim. Oprócz lewactwa. I Kaczyńskiego

A czy dowiadujemy się czegoś jeszcze o nowym projekcie/partii Ardanowskiego, prócz tego, że szykuje się nam ów PiS-bis, ale dla ludzi ze zdrowym rozsądkiem? Niewiele.

Koniec końców okazuje się, że ma to być oferta (Ardanowski optymistycznie mówi, że „jest to oferta”) dla wszystkich, bo np. „dla rozczarowanych zarówno jedną, jak i drugą opcją polityczną, dla rolników i przedsiębiorców”. Tak samo jak PSL. I Trzecia Droga. I Konfederacja. A może i Lewica (rozczarowanych PO-PiS-em też chętnie przygarną).

Oznajmia dalej Ardanowski, że był wielokrotnie zachęcany, by budować partię chłopską, ale tworzenie partii klasowych dzisiaj mija się jego zdaniem z celem: „Partie powinny mieć kompletne programy dla całego społeczeństwa”.

Tego rodzaju truizmów i ogólników znajdziemy oczywiście więcej, np.: „U podstawy każdego projektu politycznego musi być odniesienie do gospodarki. To niezmiernie istotne”.

Jasne. Ale istotne są też „idee niepodległościowo-patriotyczne”. Właściwie to są one „oczywiście pryncypiami”. Ale jednocześnie gospodarka. Oraz nie mniej ważne „wpływanie” na politykę UE: „moim zdaniem złą i szkodliwą dla Europy, tę politykę lewacką, neomarksistowską, która poprzez zmianę traktatów dąży do odebrania suwerenności państwom narodowym” itd. itp.

Janowi Krzysztofowi Ardanowskiemu podpowiadam nazwę dla jego nowego projektu politycznego. Domyślam się, że PiS-bis mu się nie spodoba, stąd: Wszystko Wszystkim. Gwiazdka, przypis: oprócz lewactwa. Oraz Kaczyńskiego.

Program PiS-u? Krytyka! Program PO? Zemsta! Ujął mnie jeszcze Ardanowski następującym fragmentem: „Konia z rzędu temu, kto wie, jaki jest w tej chwili program Prawa i Sprawiedliwości poza totalną krytyką, nawet w dużej mierze uzasadnioną, ekipy obecnie rządzącej Polską”.

Trudno się nie zgodzić z rozczarowanym politykiem, prawda? Ale czytelnik „Do Rzeczy” może się też nieco pogubić. Bo mówimy przecież o tygodniku, który zajmuje się przede wszystkim krytykowaniem (również zresztą niebezpodstawnym) obecnie rządzących za to, że ci zajmują się głównie krytykowaniem i rozliczaniem rządów i polityków PiS-u.

Kto nie wierzy, niech się cofnie do początku najnowszego numeru i wczyta we wstępniak Pawła Lisickiego pod złowieszczym a biblijnym tytułem: „Zemsta i jej owoce”.

„Nie jestem chyba w stanie wymienić wszystkich instytucji państwa polskiego, które zajmują się obecnie tropieniem, śledzeniem, oskarżaniem i (w ostateczności) eliminowaniem opozycji. W Sejmie działają trzy osobne komisje śledcze plus bliżej nieokreślony specjalny zespół pod przywództwem mecenasa.

Komisje mają wykazać naruszenie prawa przez PiS w sprawach konkretnych, zespół mecenasa Giertycha ma większe ambicje i zajmuje się PiS jako takim” – pisze Lisicki. Naczelny „Do Rzeczy” wyciąga z tego wszystkiego wnioski, że „całe polskie państwo walczy obecnie z opozycją” i że wszystkie te „niezwykłe” działania są „drastycznym i rażącym złamaniem reguł państwa demokratycznego”.

Jeśli przegapiliście państwo moment, w którym obrońcami praworządności, demokratycznych reguł, pluralizmu i Konstytucji zostali politycy niedawno rządzący i bliscy im dziennikarze, to to już dawno się dzieje. Jest to zresztą temat na osobną rozprawkę z większą liczbą przykładów, a tymczasem odnotowuję jeszcze nie bez satysfakcji, że Paweł Lisicki dołączył chyba do grona symetrystów.

Premier Donaldo, bon do Lidla i wielkie oczy Czerwonego Kapturka Dotąd było bardzo poważnie, apokaliptycznie: koniec Kaczyńskiego, schyłek PiS-u, upadek praworządności, rozpad demokracji… Aż żal duszę ściska. A przecież mamy lato, upały, słoneczko.

Wiele osób odpoczywa, topi się i ma dość polityki. Chciałbym więc, by na – nomen omen – koniec felietonu zrobiło się nam wesoło, lekko i radośnie. W związku z tym chcę was zostawić z humorem prawicy, humorem niczym zęby wyrwanym przeze mnie z łamów „Do Rzeczy”.

Uwaga, bo będą to aż cztery fajerwerki dowcipu! Pierwszy. Humor rysunkowy, rysuje Cezary Krysztopa. Na rysunku Czerwony Kapturek, tradycyjnie zdziwiony: „Babciu, dlaczego masz takie wielkie oczy?…”. Odpowiedź babci: „Bo dostałam rachunki za prąd i …”.

Inny rysunek, ponownie Krysztopa. Widzimy zgarbionego staruszka, o lasce, podążającego przed siebie. Opis: „W ramach reparacji kanclerz Scholz przekazał ostatniej ocalałej ofierze niemieckiej okupacji bony do Lidla”.

Trzeci, ze stałej rubryki Dwaj panowie G, w której bawią i uczą co tydzień panowie G