Słuchała świadectw ofiar rosyjskich zbrodni: opowieść o miejscach, które mrożą krew w żyłach. "Świat nie wierzył, że takie okropieństwa mogą mieć miejsce"

W cywilu byłam fotografką. Najczęściej robiłam zdjęcia z akcji – rajdów czy zawodów bokserskich. Naprawdę to uwielbiałam. Wszystkiego nauczyłam się sama. Kiedy Rosja najechała Ukrainę, zdałam sobie sprawę z tego, że moje umiejętności mogą okazać się przydatne na froncie. Teraz fotografuję wojsko, filmuję operacje bojowe i zbieram dowody zbrodni rosyjskich okupantów.

Tekst publikujemy dzięki uprzejmości serwisu Sestry. Prosimy o wsparcie niezależnego ukraińskiego dziennikarstwa.

W pierwszych dniach wojny mój mąż i ja zgłosiliśmy się na ochotników. Wykorzystywaliśmy naszego pickupa do dostarczania worków do punktów kontrolnych i żywności do szpitali. Do strefy działań wojennych trafiliśmy po raz pierwszy na początku kwietnia 2022 r.

Robiłam zdjęcia żołnierzom. Chciałam jednak filmować walki na froncie, dotrzeć dalej, niż było wolno cywilnym dziennikarzom. Tak dołączyliśmy do Sił Zbrojnych Ukrainy. Mamy już kilka dysków twardych wypełnionych materiałami z wojny.

Codziennie odwiedzamy od czterech do ośmiu miejsc. Każdy dzień to życie w drodze, w samochodzie. Wybieramy miejsca, w których żołnierze przebywają bez rotacji najdłużej i gdzie walki są bardzo ciężkie. Ostatnio byliśmy w strefie działań wojennych przez cały miesiąc. Wszyscy mówią teraz o Bachmucie, ale w rzeczywistości heroiczne bitwy toczą się na całej linii frontu.

Mam ulubione ujęcie, kiedy filmowałam pracę artylerii na linii frontu. Chłopaki, którzy dyktowali współrzędne, byli w ukryciu. Ci, którzy strzelali, siedzieli w pojeździe – a ja i mój mąż staliśmy na polu i czekaliśmy na strzał, bo chciałam go uchwycić. Kiedy robię zdjęcie, stoję tak, by fala dźwiękowa mnie nie powaliła: napinam ciało i czekam, aż padnie strzał. Tego dnia staliśmy tak przez prawie pół godziny. Ledwo mogłam oddychać.

Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że pocisk rakietowy Rosjan może uderzyć w to miejsce w każdej chwili. Naprawdę zależało mi jednak na idealnym ujęciu. Wszyscy się rozpraszają, gdzieś uciekają, a ja stoję i krzyczę: „hura, udało się!”. A chłopaki wrzeszczą do mnie: „uciekaj, głupia!”.

Wojskowi zawsze się dziwią — jak jakaś dziewczyna z aparatem przychodzi na ich pozycje, chociaż walki są intensywne, a kobiet na pozycjach zazwyczaj nie ma. Te ujęcia są jednak rzeczywiście wyjątkowe. No i robienie ich rozładowuje napięcie, rozwesela obrońców.

Pewnego razu, gdy byliśmy w obwodzie donieckim, żołnierze, którzy właśnie wrócili z misji, powiedzieli: „zrób nam zdjęcie, będzie na nagrobki”. Zdałam sobie sprawę z tego, że muszę szybko wymyślić coś, co zmieni ich nastrój. „Putin na starość urządził sobie zabawę w Boga”. Rosjanie są wściekli. „Dzieci biurokratów siedzą w domu, a młodzi chłopcy umierają za ich pałace”.

„Jesteście tacy piękni. Pozwólcie, że zamiast tego zrobię wam zdjęcie do magazynu o modzie” — powiedziałam. Zaczął się śmiać, a ja przekonywałam ich, że powinni zostać sfotografowani własnie tacy, z takimi oczami i sylwetkami. Zaczął żartować.

Zbrodnie na Ukraińcach
Dokumentowaliśmy też zbrodnie rosyjskiego wojska na wyzwolonych terytoriach, zbombardowane budynki cywilne. Często rejestrowałam także zbrodnie okupantów dla obcokrajowców.

Bywało, że proszono mnie o sfilmowanie pewnych wydarzeń, bo ludzie za granicą nie wierzyli, że takie rzeczy mogą się dziać. W obwodzie charkowskim nagrałam film z rosyjskich izb tortur . Jedna z nich znajdowała się na posterunku policji.

Kiedy tam się wchodziło, czuło się bardzo nieprzyjemny zapach, nieporównywalny z niczym innym. W każdej celi, która mogła pomieścić od czterech do sześciu osób, umieszczano kilkudziesięciu więźniów. Spali na stojaćo lub kładli się na zmianę, a do środka wrzucano im gazety w języku rosyjskim. Toalety nie były w ogóle opróżniane.

Kiedy na coś takiego patrzysz, zdajesz sobie sprawę, że to celowe zbrodnie przeciwko ludności cywilnej. Ukraińcy byli torturowani nawet za odmowę mówienia po rosyjsku. Okupanci narzucali im rosyjską kulturę, przywozili materiały propagandowe i gazety.

W rejonie Charkowa sfotografowaliśmy sny Rosjan. Oni spali na drzwiach wyciągniętych z futryn – i malowali na nich swoje sny. To zupełnie inny świat. Nasi ludzie marzą o bezpiecznej przyszłości, dobru, miłości. A oni rysowali na drzwiach nagie kobiety z dużymi piersiami, pieniądze i BMW. To jest poziom ich świadomości…

Widzieliśmy zrujnowane biblioteki z całymi stertami zniszczonych książek, zdemolowane cerkwie.

Co Ukraińcy czują podczas wojny
Tworzę też fotografie o wojnie – takie drukowane na naturalnym płótnie przy użyciu unikalnej techniki 3D. Wydrukowanie jednego takiego zdjęcia zajmuje co najmniej sześć godzin, więc obrazy wyglądają niecodziennie i niewielu wierzy w to, że to tylko zdjęcia.

Podczas gdy ja pracuję na froncie, moja wystawa podróżuje po całym świecie. Chodzi o to, by pokazać światu naszą wojnę. Moje obrazy są popularne za granicą, ludzie je kupują. Pieniądze z tych obrazów przeznaczam na pomoc armii.

Za dochód z ostatniej wystawy, w Amsterdamie, kupiliśmy pojazd ewakuacyjny i podarowaliśmy go żołnierzom z rejonu Łymańskiego.

Moje wystawy są nietypowe. Ta w Amsterdamie nosiła tytuł „333”. Opowiadała o tym, co Ukraińcy czują podczas wojny. Prezentowano ją w miejscach, gdzie ludzie nie chcą oglądać obrazów wojny, zniszczenia i rannych.

Nasze obrazy są bardzo dobrze odbierane – choć opisy do nich odnoszą się do wydarzeń, które nie były relacjonowane przez zagraniczne media.

„Wiem, co przerazić Rosjan”. Jak amerykańskiego lotnictwa może siać postrach na froncie w Ukrainie. Wszyscy czekają na „zielone światło”

Ludzie to czytają i zaczynają szukać informacji w internecie. To naprawdę działa, mieliśmy już na przykład cztery wystawy w Japonii. Teraz przygotowujemy kolejną, poświęconą ukraińskiemu wiankowi.

Każda wstążka w tym wianku przedstawia dziewczynę z frontu, którą sfotografowaliśmy. Wojna bardzo zmienia ludzi. Po zwycięstwie staniemy przed problemem, że cywile nie będą w stanie zrozumieć wojskowych.

Dlatego zorganizowaliśmy z meżem wykłady pt. „Jak komunikować się z wojskiem” – żeby ograniczyć sytuacje konfliktowe, żeby żołnierzom łatwiej było wrócić do cywilnego życia, a cywilom łatwiej przyszło zaakceptować wojskowych i zrozumieć, dlaczego tacy są.

Zorganizowaliśmy też z meżem wykłady pt. „Jak komunikować się z wojskiem” – żeby ograniczyć sytuacje konfliktowe, żeby żołnierzom łatwiej było wrócić do cywilnego życia, a cywilom łatwiej przyszło zaakceptować wojskowych i zrozumieć, dlaczego tacy są. Zorganizowaliśmy też z meżem wykłady pt. „Jak komunikować się z wojskiem” – żeby ograniczyć sytuacje konfliktowe, żeby żołnierzom łatwiej było wrócić do cywilnego życia, a cywilom łatwiej przyszło zaakceptować wojskowych i zrozumieć, dlaczego tacy są.

„Dawno, dawno temu, teraz i zawsze” to nowy projekt, który nie dotyczy już wojny i który opracowaliśmy w ramach współpracy z Centrum Kobiet Weteranek. Chodzi w nim o ukaizanie ukraińskich bajek w nowym, wizualnym i aktualnym stylu – by były interesujące nie tylko w czytaniu, ale także w oglądaniu i by pomagały ludziom szukać twórczych inspiracji w ukrainskiej sztuce ludowej.