Sekrety armii ujawnione przez żołnierzy: "Mówili, że musimy iść na druty. Mieliśmy tylko dwie opcje"

Premiera książki „Armia w ruinie” odbyła się 17 lipca. Poniżej publikujemy obszerny fragment

Oficer z dowództwa generalnego:

Niedługo po tym, jak trafiłem do dowództwa, wezwał mnie przełożony. To był nie tylko przełożony, ale także kolega. Kiedy wszedłem do gabinetu, miał włączony TVN24, niepojęte, bo wtedy nikt by się nie odważył mieć w pracy włączonego innego kanału niż TVP Info. To było, jak PiS wprowadzał ustawę o obronie Ojczyzny, a wicepremierem do spraw bezpieczeństwa był Jarosław Kaczyński. Kolega patrzy na mnie, potem wskazuje ekran telewizora, na którym jest Kaczyński, i mówi: „Tego dziada trzeba by było zastrzelić”. Wie pani, mnie, oficerowi, jeśli żołnierz mówi takie słowa, od razu zapala się czerwona lampka. Patrzę wokół, szukam urządzeń, które przypominają nagrywarkę, bo dochodzi do mnie, że to jest prowokacja. Odpowiedziałem: „Co ty mówisz? Mamy demokrację, takich rzeczy nie wolno mówić”. Myślę, że on wtedy załapał, że prowokacja im się nie udała, ale ja już przestałem tam wierzyć komukolwiek. Teraz, z perspektywy czasu, sądzę, że nas wszystkich obserwowano i w ten sposób testowano. Sprawdzali, kogo da się złamać, kto się nadaje do resocjalizacji, a kto nie i trzeba go zniszczyć.

Biskup zebrał nas w pomieszczeniu i powiedział: Czy panowie generałowie oglądali TVP Info?

Jak przyszedł PiS do MON-u, to atmosfera zrobiła się gęsta, pełna strachu, podpier***. Środowisko wojskowe jest małe. Każdy każdego gdzieś spotkał w wojskowym życiu. Jeżeli ludzie widzą, że najpierw z kimś gadali, a nagle ten ktoś dostaje zwolnienie, że kręci się wokół niego aferę, to się od niego odwracają. To nic, że na koniec wychodzi, że to zwykła ściema, że przyszedł z góry rozkaz, żeby żołnierza zniszczyć, bo jego postawa wobec władzy była nieodpowiednia. Mleko się już rozlało i było po żołnierzu. Takie przykłady miały wojsku pokazać, że żołnierze muszą siedzieć cicho. Doświadczyłem tego na własnej skórze. Poszła plotka i w ciągu jednego dnia wszyscy się ode mnie odwrócili. Wszyscy. Dostałem zakaz posiadania telefonu, nie brali mnie na strzelnicę. Byłem totalnie wykluczony z życia jednostki. Chociaż nic złego nie zrobiłem, nie mam żadnych zarzutów czy wyroków. Takich historii było wtedy mnóstwo, całe mnóstwo.

Oficer wojsk powietrznodesantowych:

Opowiem pani pewną historię. PiS przychodzi do władzy i w strukturze jest dwóch podpułkowników: Bryś i Grodzki. Jeden jest szefem sztabu, drugi szefem szkolenia po akademii w NATO. Nagle dzwoni telefon z góry i na rozmowy kadrowe do Warszawy jedzie nie Grodzki, a Bryś, bo Bryś ma znajomego w kręgach władzy. Zaczyna się jego „transport do góry”. Dlaczemu tak? Ponieważ oficerowie poddawali się władzy. Myślą: „Jak już tutaj jestem, to może jeszcze wyżej sięgnę, może jeszcze przymilę się tym albo tamtym?”. I się przymilali. Aż żal było na to patrzyć.

  1. Kiedysią grupa oficerów z gen. Jarosławem Mika, dowódcą generalnym, pojechała do biskupa polowego Lechowicza.
  2. Biskup zebrał nas w pomieszczeniu i powiedział: „Czy panowie generałowie oglądali TVP Info?”.

Wszyscy zaczęli przytakiwać. Biskup perorował, że jak to pięknie, jak to ładnie ta nasza władza rządzi, że trzeba ją wspierać i że to nasz, wojskowych, obowiązek. Nikt się nie zająknął, że mamy służyć Polsce, bronić jej niepodległości i stać na straży Konstytucji, a nie wspierać taką czy inną władzę polityczną. Nikt nic nie powiedział. Wszyscy kiwali tylko głowami z Mika na czele. To pokazuje, że część oficerów naprawdę żyła tym zaszczuciem telewizyjnej propagandy, naprawdę niektórzy łykali ten przekaz.

Władza do tego stopnia nie ufała generałom, że byliśmy badani na wariografie przez służby

Oficer ze sztabu: Zrobił się duży ruch w interesie. Jednych zdejmowano, innych wyznaczano. Każdego, kogo zdjęto ze stanowiska, a potem chciano przywrócić, wcześniej wysyłano na druty.

Edyta Żemła:

Czy ja dobrze słyszę? Dowódcy przechodzili badanie na wykrywaczu kłamstw?

Dowódca dywizji:

Tak, władza do tego stopnia nie ufała generałom, że byliśmy badani na wariografie przez służby. Zaczeło się od gen. Krzysztofa Motackiego, który był pierwszym dowódcą Wielonarodowej Dywizji Północ-Wschód w Elblągu.