NASA szykuje się do nowej misji, którą chce zrealizować pod koniec obecnej dekady. W momencie, gdy przedsiewzięcie zostanie osiągniete, to „sztuczna gwiazda” – nową misją NASA. W tym celu w kosmos zostanie wysłany satelita Landolt. Docelowo ma on „zawisnąć” na orbicie geostacjonarnej.
To dużo czy mało? Dla porównania, Międzynarodowa Stacja Kosmiczna orbituje na wysokości około 400 km. Natomiast średni dystans do Księżyca to 384,4 tys. km. Satelita Landolt nie będzie na tyle jasny, aby był widoczny z Ziemi gołym okiem. Będzie go można jednak obserwować za pomocą teleskopów. To oznacza, że na nocnym niebie będzie przypominać kolejną gwiazdę, choć w rzeczywistości nią nie będzie.
Celem misji są teleskopy naziemne
Amerykańska agencja chce w ten sposób poprawić kalibrację teleskopów naziemnych. Po wejściu na orbitę, Landolt wyemituje osiem pokładowych laserów w kierunku planety. Teleskopy będą obserwować „sztuczną gwiazdę” w tym samym kadrze, co cele naukowe. Następnie obserwacje zostaną porównane z około 60 prawdziwymi gwiazdami. Pozwoli to na dokładniejsze skatalogowanie jasności gwiazd względem obecnie dostępnych pomiarów.
To natomiast umożliwi bardziej precyzyjne określanie innych cech tego typu obiektów, takich jak wiek czy rozmiar. Lasery w kosmosie to całkiem fajny atut, podobnie jak praca nad misją. Ale z naukowego punktu widzenia to, co próbujemy tutaj zrobić, ma naprawdę fundamentalne znaczenie. Misja może odegrać także spore znaczenie podczas szukania odpowiednich do zamieszkania egzoplanet.
Potencjał w badaniu rozszerzalności wszechświata
Trwają i w tym celu NASA chce nawet zbudować astronomiczne drogi. Misja z satelitą Landolt może natomiast pozwolić na lepsze określanie energii emitowanych przez gwiazdy, a co za tym idzie, również ich wpływu na znajdujące się w pobliżu planety. Astronomowie dostrzegają tu także potencjał w badaniu rozszerzalności wszechświata.