Przez ponad trzy dekady to była jedna z najbardziej charakterystycznych postaci na korytarzach europarlamentu. Choć niezbyt wysoki, to sprawiał wrażenie potężnego – konsekwencja szerokich barków, krzaczastych brwi i sporej nadwagi. Zawsze z boku, zwykle samotnie. Podczas gdy posłowie najchętniej poruszają się po Parlamencie Europejskim razem ze swoimi asystentami, on raczej chodził bez towarzystwa, sam.
Jean-Marie Le Pen. Raz wykorzystałem tę jego samotność i poprosiłem go o krótki komentarz. Zadałem mu pytanie po angielsku, ale on tylko na mnie spojrzał oczami wyrażającymi najwyższe zdumienie podszyte wyraźnym lekceważeniem. Szybko przeszedłem na francuski. Wtedy w odpowiedzi usłyszałem, że urzędnicy zamieniają Unię Europejską w biblijną wieżę Babel – i to sprawi, że UE jak ów Babel w końcu się rozsypie. Potem się odwrócił i spokojnie odszedł. Nikt więcej już go nie zaczepiał.
Kartelizacja europarlamentu Le Pen był europosłem przez rekordowe siedem kadencji. Parlament w Strasburgu był dla niego takim miejscem, jakim dla Piłsudskiego dworek w Sulejówku.